
Odbieranie życiowych lekcji odbywa się w praktyce. Nie inaczej było w moim przypadku, a muszę przyznać, że wyjazdy jako opiekunka osób starszych do Niemiec były dla mnie niezłą szkołą życia. Było zabawnie, strasznie, czasem się człowiek pośmiał przez łzy, a zdarzały się i takie sytuacje, kiedy zupełnie nie było mi do śmiechu. Napisałam to podsumowanie, bo lada dzień wyjeżdżam na mój kolejny wyjazd i naszła mnie ostatnio taka refleksja, że mam zupełnie inne „narzędzia” niż te, z którymi jechałam do Niemiec po raz pierwszy. Dzielę się kilkoma swoimi przemyśleniami, może ktoś ma podobne albo zupełnie inne? 😉
- Motywacja do nauki języka niemieckiego. Gdybym miała powiedzieć szczerze, co dało mi największego „kopa” do tego, żeby zapisać się na kurs i doszlifować język do wyższego poziomu to powiedziałabym, że chęć odgryzienia się komuś. W tej robocie spotyka się sporo ludzi, którzy chcą Ci wejść na głowę, czasami jest to podopieczny a czasami jego rodzina. Choć nie jestem osobą dającą sobie w kaszę dmuchać, to z tak słabą znajomością języka niemieckiego, jaką posiadałam, było mi trudno ustalać granice. Każda taka sytuacja motywowała mnie do tego, żeby rozwijać się w tym zakresie.
- Inne spojrzenie na jesień życia. Opiekowałam się osobami, które regularnie uprawiały sport oraz takimi, które o siebie nie dbały. Na starość widać różnicę i to ogromną. Ta praca, jak żadna inna uświadomiła mi, że jeśli chcę długo w życiu być sprawna fizycznie, muszę w to inwestować swój czas i nie odkładać tego „na później”. Zobaczyłam też, jakie różnice są między polskimi a niemieckimi seniorami, jakością opieki, podejściem do życia i podejściem do niektórych kwestii formalnych takich jak np. spisanie testamentu czy możliwość samodzielnego decydowania o podłączeniu do respiratora.
- Zmienniczka to istotna osoba. Kiedy jechałam na swój pierwszy wyjazd, nie miałam zielonego pojęcia, że sprawdzona osoba jako zmienniczka jest niezwykle ważna. Śmieję się, że do tej pory mam z doświadczenia 50% szans trafienia na kogoś normalnego, a ta druga połowa niestety dotyczy rożnych przykrych sytuacji, których doświadczyłam. Nauczyłam się także tego, aby nie polecać koleżance po fachu miejsca, do którego jadę. Nigdy więcej już tego nie zrobię.
- Są tacy ludzie, którym nie pasuje nic. Dosłownie. Ciepła kawa jest za zimna, a zupa za słona. Ta kwestia dotyczy to zarówno poprzedniego podpunktu, jak i podopiecznych. Mam wrażenie, że w tej branży zbyt dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że jest mnóstwo ludzi, dla których zrzędzenie, narzekanie i szukanie dziury w całym jest takim samym nawykiem jak oddychanie. Nie mi to zmieniać, trzeba to po prostu olać. Jechać w inne miejsce i chronić siebie przed negatywnym wpływem takich właśnie wampirów energetycznych. Nie ma sensu ich uszczęśliwiać, bo to nie uda się nigdy nikomu.
- Nie jestem w stanie współpracować ze sknerami. Ciężko jest poczuć luz blues w nowym miejscu, kiedy np. senior patrzy ci na ręce, kiedy zmywasz naczynia, pyta ile kawy się nasypało do ekspresu itd. Być może są takie osoby, które potrafią w takich warunkach się odnaleźć, ja do nich nie należę.
- Walka o swoje. Kiedy jechałam pierwszy raz do opieki, miałam nóż na gardle i wiedziałam, że muszę się mocno postarać o jak najlepsze warunki pracy. Razem ze mną do wyjazdu przygotowywała się jeszcze jedna koleżanka, którą poznałam. Tego samego dnia podpisałyśmy umowę, jednak różnica między nami była taka, że jechałam za wyższą stawkę. Sekret tej magii polegał na tym, że ja zapytałam o możliwość podwyższenia kwoty za zlecenie, a moja koleżanka po fachu tego nie zrobiła. To jedna z wielu sytuacji, w których musiałam przełamać swoje opory i negocjować dla siebie lepsze warunki.
- Dokładne poznanie i ustalenie zakresu obowiązków to podstawa. Za to m.in. nie lubiły mnie niektóre z moich zmienniczek. 😉 Nie wykonuję pracy, za którą nie mam płacone. Kiedy mam co do tego wątpliwości, dzwonię do firmy i pytam, czy to leży w zakresie moich obowiązków. Kiedy otrzymuję odpowiedź negatywną, nie wykonuję tej pracy albo jeśli naciska na mnie rodzina podopiecznego, mówię, ile to będzie dodatkowo kosztowało. Jeśli chodzi o tę kwestię, potrafię się bardzo „wyłączyć”. Nie przeszkadzają mi brudne okna u kogoś w domu, niesprzątnięte strychy czy nieskoszona trawa w ogrodzie.
- Zadbaj o swój komfort, bo nikt tego za ciebie nie zrobi. Zadbaj, nawet jak nikt cię tego w życiu nie nauczył albo nawet jak mówisz po niemiecku na poziomie bardzo podstawowym. Kiedyś koleżanka po fachu opowiadała mi, że pojechała do miejsca, w którym pierwsza noc była nieprzespana. Materac był w tak opłakanym stanie, że natychmiast poinformowała o tym rodzinę podopiecznego. Materac został następnego dnia wymieniony na nowy. Kiedy rozmawiała o tym ze zmienniczką, która spędziła w tym samym miejscu wiele miesięcy usłyszała, że po co się skarżyć i robić od razu takie wielkie problemy. To jest przykład sytuacji, w której zderzają się dwie mentalności. Mimo wszystko, zawsze staram się być jak ta moja koleżanka, a nie jej zmienniczka.
- Jeśli coś jest nie tak, nie kiś się, nie duś się w tym, tylko zmieniaj. Firmę, rodzinę, sposób zatrudnienia, a nawet kraj. Jedno w tej branży jest pewne: seniorów do opieki nie zabraknie. Pośredników tej pracy jest do wyboru do koloru. Nie ma sensu się frustrować np. na złe warunki współpracy czy cokolwiek innego, tylko całą tę energię wpompować w zmianę.
- Można mieć życie, o którym ktoś inny tylko marzy, a być nieszczęśliwym. Wiele słyszałam takich historii, sporo się też sama naoglądałam. Jest senior/seniorka w domu 400 metrów kwadratowych, basen, sauna, na miejscu parkingowym czeka fura jak marzenie. Tylko naprawdę co z tego, że to wszystko masz, jeśli w twoje urodziny nawet nikt do ciebie nie zadzwoni, sąsiedzi przechodzą na drugą stronę ulicy itd. Obserwowanie takich „relacji” (a w zasadzie ich braku) było dla mnie gorzką pigułką do przełknięcia i motywacją do tego, żeby zawsze pamiętać o dbaniu o swoich bliskich. Dla równowagi takich smutnych przypadków, mogę stwierdzić, że zdarzają się i też pozytywne. Niedawno jedna z moich zmienniczek opowiadała mi o tym, że kiedyś pracowała u rodziny, w której senior miał stwierdzoną demencję. Jego rodzina mocno się tym przejęła i do serca wzięła radę lekarza, że nestor rodu musi jak najwięcej przebywać z ludźmi. Zaczęli u niego w domu organizować raz w miesiącu spotkania przy kawie i cieście, na które zapraszali członków rodziny czy sąsiadów. Okazało się, że ten pomysł umocnił więzi, sprawił, że osoba starsza znowu czuła się kimś cenionym i przyniósł jedynie same korzyści.